Trzy punkty na koncie – na euforię jednak nie czas.
Lech Poznań pokonał Cracovię, ale nie ma powodów do optymizmu. Zespół Jacka Zielińskiego nie przypominał wehikułu z pierwszych kolejek sezonu. W wyścigu dwóch rozklekotanych samochodzików wygrał ten odrobinę szybszy. Jeśli jednak Czesław Michniewicz wciśnie za tydzień mocniej pedał gazu w swojej pomarańczowej furze, wyprzedzi Kolejorza o kilka okrążeń.
Oczywiście, pozytywy były. Darko Jevtić, jak się okazuje, technikę ma całkiem niezłą (nie wypowiadam się o szybkości). Marcin Robak, gdy ma sytuację, strzela gola. Jan Bednarek, młodzieniec z poznańskiej akademii, jest piłkarzem, co się zowie.
Nadal rozczarowują jednak Radosław Majewski i Marcin Makuszewski. Ten pierwszy wczoraj nie zrobił chyba nic, co pozwalałoby stawiać go na pozycji lidera drużyny. Drugi owszem, stara się, walczy, biega, dośrodkowuje. Pożytku z tego mało.
Ostatecznie jednak Kolejorz wygrał i czuć było, jak bardzo tego zwycięstwa wszyscy w Poznaniu potrzebowali. Gdyby pozbierać kamienie, które po 90 minutach pospadały z serc osobom znajdującym się na stadionie, można by pięknie urządzić sporej wielkości parking żwirowy.
A jeśli o parkingu żwirowym mowa. Miałem dość ciekawą sytuację przy szlabanie, wjeżdżając na parking dla mediów. Żeby się na niego dostać, trzeba pokazać akredytację. Tę jednak odbiera się dopiero po dostaniu się za szlaban. Rozwiązaniem jest zatrzymanie się na Bułgarskiej, jednej z ruchliwszych ulic w Poznaniu, zaciągnięcie ręcznego (można włączyć awaryjne), przejście się do budki z akredytacjami, wrócenie do auta i wjechanie na parking dla mediów. Prościzna. Aż żałuję, że redaktor Duszczak pomógł mi i przyniósł papierek do auta, bo ominęła mnie niesamowita przygoda.