Średniak, którego da się lubić – Kilmarnock
Jeśli przygarnięcie syna marnotrawnego jest gestem szlachetnym, to co powiedzieć o zespole szkockiej Premier League, Kilmarnock, który właśnie po raz trzeci podpisał kontakt ze swoim wychowankiem, Krisem Boydem?
Boyd powszechnie znany może być z tego, że jest reprezentantem Szkocji, typowym mieszkańcem pola karnego, strzelił więc w kadrze kilka goli. Dokładnie siedem, z czego cztery w meczach o stawkę (wszystkie w eliminacjach do EURO 2008, na których Szkocja ostatecznie nie zagrała. Ale to i tak wystarczyło, by uplasować Boyda ledwie dwie bramki za królem strzelców tamtej grupy eliminacyjnej, Thierrym Henrym).
Kiedy przychodził do szkółki Kilmarnock, był już po wcześniejszej próbie dołączenia do dzieciaków grających w Glasgow Rangers (wszystkie trzy miasta, czyli Kilmarnock, Glasgow, a także Irvine, skąd pochodził piłkarz, są położone bardzo blisko siebie). W Kilmarnock zmieniono mu wówczas pozycję z prawego obrońcy na napastnika i zrobiono piłkarza co się zowie. Boyd zadebiutował w pierwszej drużynie w 2001 roku, a już pięć lat później był tak dobry, że Killie robiło się dla niego zbyt ciasne. Chciał do Rangersów.
I poszedł. Grał tam do 2010 roku, a następnie trafił do angielskiego drugoligowca – Middlesbrough. Późniejsza tułaczka po świecie, obejmująca Turcję i USA, zakończyła się w… Kilmarnock. Klub przed sezonem 2013/14 podpisał z Boydem drugi kontakt, przyjmując go z powrotem. Ten po roku jednak ponownie przeszedł do grających w szkockiej Championship Rangersów, by pomóc im awansować. Brak promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej zaowocował tym, że w Glasgow na koniec sezonu 2014/15 podziękowano kilku piłkarzom. W tym Boydowi. Kto go przygarnął? Killie, rzecz jasna. Przed obecnym sezonem Kris Boyd przeszedł kolejny, trzeci już raz, do Kilmarnock. Czy można sobie wyobrazić większą miłość do piłkarza? I czy ktoś ma wątpliwości, o jakim klubie powinno się myśleć wspominając za kilka lat karierę Szkota? Czy w końcu nie można mówić o przeznaczeniu tam, gdzie, po spełnieniu swoich marzeń i zachcianek po raz trzeci wraca się do miejsca, w którym się zaczynało?
Kilmarnock z Boydem w składzie ma na pewno większe szanse na osiągnięcie czegoś więcej, niż szczęśliwe uniknięcie spadku, które piłkarze zafundowali kibicom w poprzednim sezonie. Zaczną 1 sierpnia, meczem u siebie z Dundee FC. U siebie, czyli na 18-tysięcznym Rugby Park (całe miasto ma około 45 tysięcy mieszkańców). Nazwa obiektu nawiązuje do ówczesnego kształtu dyscypliny, która nazywała się piłką nożną, ale przypominała bardziej rugby. Kilmarnock powstał bowiem w 1869 roku.
Największy sukces osiągnięto w 1965 roku. Kilmarnock jedyny raz w historii sięgnął wówczas po mistrzostwo Szkocji (w 2015 roku świętowano pięćdziesiątą rocznicę tego wydarzenia). Nie był to jednak wyczyn oderwany od rzeczywistości. Killies już bezpośrednio wcześniej przejawiali mocarstwowe zapędy, dwukrotnie z rzędu kończąc rozgrywki na drugim miejscu.
Obecnie trenerem zespołu jest grający w jego barwach w latach 2003-2009 Gary Locke. Wcześniej był on asystentem innego byłego piłkarza Kilmarnock, Alana Johnstona. Ta strategia, biorąc pod uwagę to, jak dobrze Locke zna klub po wielu latach spędzonych na Rugby Park, wydaje się słuszna. Z resztą ta taktyka, czynienia trenerami wieloletnich piłkarzy, sprawdzała się już w przeszłości w innych klubach (mam na myśli Barcelonę, rzecz jasna).
Najbardziej znanym wychowankiem Killie jest nie wspominany wcześniej Boyd, a inny reprezentant Szkocji – Steven Naismith. On po kilku latach w Kilmarnock przeszedł, co wydaje się drogą naturalną, do Rangersów, by w 2012 roku zasilić Everton. Teraz występuje regularnie w angielskiej Premier League, nadal będąc najdroższym piłkarzem, którego Kilmarnock kiedykolwiek sprzedali (za prawie dwa miliony funtów).
Kilmarnock to klub, który, będąc ich kibicem, naprawdę da się lubić. Aktywnie na twitterze (w trakcie meczu tweety relacjonujące spotkanie), organizowanie dni otwartych dla młodzieży, spotkania z piłkarzami. No i sklepik klubowy, w którym kupisz biało-niebieskie wszystko z emblematem z dwoma wiewiórkami. Od koszulki meczowej za 40 funtów, kurki klubowej za 70 funtów czy koszulki polo z herbem za 21 funtów, przez spinki do mankietów za 8,5 funta, portfel za 12 funtów, srebrny zegarek za 40 funtów, krawat za 11 funtów, po pluszowego misia w klubowej koszulce za 12 funtów, czapkę z daszkiem za 9 funtów czy odświeżacz do samochodu za 2,5 funta. Jeśli dopłaci się horrendalną cenę wysyłki, wyślą nawet do Polski. Można również, i tu proszę o skupienie, zażyczyć sobie, by jedna z cegieł w konstrukcji stadionu zawierała nasze imię. 35 funtów taka przyjemność.
Jedną z ciekawszych historii związanych z Kilmarnockiem i ich Rugby Park jest fakt, że na tym stadionie jeden mecz o stawkę rozegrała reprezentacja Szkocji. W marcu 1997 roku Szkoci ograli tu 2-0 Estonię w eliminacjach do Mistrzostw Świata we Francji, na których wówczas zagrali (w grupie A z Brazylią, Norwegią i Maroko). To były w ogóle śmieszne pod tym względem eliminacje. Podczas, gdy obecnie wszystkie mecze domowe przy podobnych okazjach Szkoci rozgrywają na Hampden Park w Glasgow, wówczas do pięciu spotkań w kraju wybrano aż cztery różne stadiony. Reprezentacja pokazała się na obiektach należących do Celtiku, Rangersów, Aberdeen oraz właśnie Kilmarnock. I wszystkie te spotkania wygrała.
W ostatnich 10 latach Kilmarnock nie zajął w lidze miejsca wyższego niż 5. (3 razy). Skończył po razie na 7., 8., i 10. pozycji, a także po dwa razy na 9. i 11. To co, czas na europejskie puchary? To taka moja życzeniowa uwaga.
Mateusz Masłowski