Zniszczone ambicje GKS Dopiewo
GKS Dopiewo to klub, który jeszcze w sezonie 2013/2014 występował w III lidze. Następne parę lat spędził w IV lidze, a obecnie drugi sezon z rzędu gra na poziomie wielkopolskiej V ligi. W klubie widać było ambicje i chęć powrotu do IV ligi. Runda jesienna sezonu 2019/2020 pokazała, że jest to możliwe, gdyż GKS skończył rok na drugim miejscu w tabeli, tylko o jeden punkt za Krobianką Krobia. Wiosną jednak zamiast szturmować pierwsze miejsce i bić się o awans szykuje się gra juniorami i powolne osuwanie się w tabeli. Wiosną w zespole GKS-u zabraknie 14 zawodników, którzy tworzyli trzon drużyny. Jak do tego doszło? Dlaczego? Prześledźmy to po kolei.
Wszystko rozbiło się o kwestię wywiązania się z ustaleń i obietnic przez zarząd klubu względem drużyny seniorów. Po skończonej rundzie jesiennej i roztrenowaniu w listopadzie zawodnicy rozjechali się do domów i czekali na wypłatę ostatniego stypendium sportowego. Zamiast całości ostatniego stypendium, prezes klubu Krystian Grzegorzewicz stwierdził, że zawodnikom należy się połowa stypendium z jednego miesiąca, gdyż według niego gracze reprezentowali klub nie przez 10, a przez 9 i pół miesiąca. Co gorsze, decyzja ta nie została zawodnikom podana oficjalnie przez Zarząd, tylko doszła pokątnie do wieloletniego kapitana zespołu – Macieja Ratajskiego. Ratajski w GKS-ie Dopiewo występował od rundy wiosennej sezonu 2008/2009. Świętował z klubem awans do III ligi, w której rozegrał 4 sezony, a także posmakował goryczy porażki spadając najpierw do IV, a później przez reorganizację rozgrywek także i do V ligi. Zna więc cały klub od podszewki, jest kapitanem, a w przeszłości pełnił funkcję koordynatora Akademii GKS Dopiewo oraz był trenerem jednego z roczników Akademii. Z racji pełnionej funkcji kapitana, Ratajski często jest twarzą rozmaitych projektów promujących klub. Chociaż tak naprawdę zamiast „jest”, należy już stosować słowo „był”.
Po uzyskaniu informacji o chęci obcięcia ostatniego stypendium sportowego, Ratajski jak na kapitana zespołu przystało, chciał wyjaśnić sytuację. Wysłał wiadomość do prezesa klubu na Messengerze. Prezes odpowiedzią podtrzymał swoje stanowisko i uznał, że wypłata za 9 i pół miesiąca jest odpowiednia. Ratajski uargumentował stanowisko zespołu w tej kwestii używając dosadnych, ale adekwatnych do sytuacji słów (miałem okazję zobaczyć tę konwersację na Messengerze – przyp. autora).
Prezes Grzegorzewicz w dniu 18 grudnia przekazał przez kierownika zespołu, że w piątek 20 grudnia zawodnicy mogą stawić się po wypłaty. Jako, że był to już okres przedświąteczny, a informacja o terminie wypłat została przekazana późno, do klubu przyjechało tylko 8 zawodników z kadry liczącej ponad 20 osób. Zawodnicy, którzy się pojawili pobrali ostatnie stypendium, które ostatecznie zgodnie z argumentacją Ratajskiego zostało wypłacone w całości. Gdy wydawało się, że to koniec różnych tarć przed świętami, to dzień później, czyli w sobotę 21 grudnia Maciej Ratajski, który ze względów służbowych nie mógł stawić się w klubie w dniu wypłat, został zwolniony z klubu przez zarząd za pośrednictwem wiadomości mailowej, w której nie było informacji o powodzie zwolnienia z klubu.
Wznowienie treningów po przerwie noworocznej zaplanowano na 10 stycznia i podczas tych zajęć Ratajski miał zdać do klubu cały sprzęt, co uczynił. Podczas rozmowy w cztery oczy z prezesem klubu chciał uzyskać informację o powodzie zwolnienia. Usłyszał wówczas, że powodem zwolnienia jest brak szacunku oraz podejście jego osoby względem prezesa. Przekładając na prosty język – Ratajski po 10 latach reprezentowania klubu został z niego wyrzucony z dnia na dzień, dlatego że w imieniu drużyny chciał wyegzekwować w sposób dosadny ustalenia pomiędzy stronami. Ustalenia zostały ostatecznie wyegzekwowane, a „niesforny” Kapitan wyrzucony. Uznać to posunięcie za mało fortunne to jakby nic nie powiedzieć. Cała ta sytuacja oczywiście szybko dotarła do zespołu, który stanął murem za kapitanem. Zespół reprezentowany wówczas przez radę drużyny, złożonej z: Łukasza Goińskiego (zastępcy kapitana zespołu), Jana Borowiaka, Kamila Kosickiego, Przemysława Halasza i Patryka Stawiarskiego chciał porozmawiać z prezesem by wyjaśnić całą sytuację. Podczas tych rozmów prezes zapewnił, że zastanowi się jeszcze nad swoją decyzją, by następnego dnia poinformować o podtrzymaniu swojego stanowiska oraz o nieodwołalności swojej decyzji. Nic do powiedzenia nie miał także trener GKS-u, czyli Łukasz Berczyński, który także wstawił się za kapitanem swojego zespołu i na przedstawiane prezesowi argumenty o przywróceniu kapitana do zespołu usłyszał, że jest to nieodwołalna decyzja zarządu i tyle. Powstał więc pat, a gracze GKS-u solidarni ze swoim kapitanem zawiesili treningi i wystosowali oficjalne pismo w tej sprawie, domagając się powrotu Ratajskiego do zespołu. Prezes mocno temat zbagatelizował, kwitując, że „nie ma czasu na żadne strajki”. Uznał, że skoro komuś się nie podoba to może zdać sprzęt i szukać sobie nowego klubu. Prezes był przekonany, że na taki krok zdecyduje się maksymalnie 5-6 zawodników z Rady Drużyny, z którymi indywidualnie rozmawiał przez telefon. Zawodnicy ponownie podtrzymali stanowisko „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” i w odpowiedzi przekazali prezesowi, że powrót do treningów jest możliwy, ale tylko w sytuacji przywrócenia kapitana do zespołu. W rozmowie z jednym z zawodników prezes Grzegorzewicz użył stwierdzenia, że „stał się ofiarą braku rotacji w zespole, przez co zespół się tak zżył i teraz w taki sposób reaguje na zaistniałą sytuację”. Brzmi to mocno absurdalnie, bo każdy prezes klubu powinien marzyć o tym, aby zespół był kolektywem, stał za sobą murem. Jak widać każdy, ale nie prezes Grzegorzewicz.
W międzyczasie klub odwołał dwa zaplanowane sparingi, gdyż nie udało się skompletować kadry. Data zdania sprzętu przez pozostałych zawodników została ustalona na poniedziałek 27 stycznia podczas treningu. Prezes, ani żaden członek zarządu nie raczył się pojawić tego dnia w klubie, a do rozmowy z zespołem oddelegowany został ojciec prezesa, który na co dzień pełni w klubie funkcję gospodarza obiektu. Prezes powołujący się na brak szacunku ze strony kapitana, sam pokazał w całej tej sytuacji swoim podejściem brak szacunku względem swojego zespołu oraz sztabu szkoleniowego.
Ku zdziwieniu włodarzy klubu, sprzęt zdało nie 5-6, a 14 zawodników. I tak oto patrząc na kadrę z rundy jesiennej w zespole nie było po tym dniu:
– Macieja Ratajskiego
– Jana Borowiaka
– Macieja Duszyńskiego
– Łukasza Goińskiego
– Przemysława Halasza
– Kamila Kosickiego
– Adama Jakowicza
– Szymona Nowackiego
– Patryka Stawiarskiego
– Waldemara Tylińskiego
– Dariusza Chandze
– Macieja Winnickiego
– Kamila Stawickiego
– Macieja Sommerfelda
W zespole zostali tak naprawdę juniorzy, którzy przed sezonem zostali włączeni do składu i mieli ogrywać się u boku starszych zawodników. Z zespołu odszedł także trener Łukasz Berczyński oraz jego asystent Mariusz Bocheński. Krótko mówiąc skład został zdemolowany. Sytuacja z kapitanem zespołu była więc tylko zarzewiem do całej tej sytuacji. W klubie już dawno nie było dobrych relacji na linii prezes – zespół. Ciężko jest mieć dobrą relacją, z kimś kogo nie ma nie miejscu gdyż na co dzień mieszka w…Kępnie, czyli prawie 200 km dalej, a do tego niezbyt chętnie odbiera telefony. Do wszelakich spraw w klubie oddelegowani w klubie są więc wiceprezes Tomasz Szaj i sekretarz Mariusz Grzegorzewicz, prywatnie brat prezesa.
Prezes sam w prywatnych rozmowach z zawodnikami trochę mieszał się w zeznaniach w kwestii ambicji. Najpierw zarzucał zespołowi, że z takim składem to oni w tej lidze powinni mieć 8-10 punktów przewagi nad resztą stawki, a potem twierdził, że jemu awans do IV ligi do niczego nie jest potrzebny. Jest to jawny przejaw braku ambicji i pokazanie, że prezesowi nie zależy na dobru drużyny. Z rozmów z zawodnikami wynika, że wiele spraw organizacyjnych leżało po stronie osób niezwiązanych z klubem umową, a które pozyskiwały dla drużyny na przykład stroje, dresy, czy inny sprzęt treningowy. W takich klubach jak GKS Dopiewo potrzebna jest jedność zespołu i zarządu. Tu nie można sterować klubem na odległość, mając jedynie sporadyczny kontakt z drużyną. Tu potrzebna jest dobra komunikacja, wsparcie dla młodych zawodników, a także zainteresowanie się problemami zespołu i wspólna inicjatywa w ich rozwiązywaniu. Tego w klubie nie było od dawna. Prezesowi Grzegorzewiczowi odmówić nie można jednego. Gdy przejął klub to był on w kiepskiej kondycji finansowej, którą udało się wyprowadzić na prostą, ale finanse klubu to jedno, a właściwe funkcjonowanie grupy, tak ważne w zespole piłkarskim to drugie. Tutaj prezes zaszedł zespołowi za skórę wywalając z klubu ostoję i najważniejszego gracza w szatni, czyli Macieja Ratajskiego. W tej decyzji potem już tak mocno się zacietrzewił, że nie docierało do niego, że to początek końca tego zespołu, który za chwilę mógł być w IV lidze.
Wszyscy wymienieni wyżej gracze, już pomału finalizują swoje przejścia do nowych klubów i skorzystają na tym chociażby Huragan Pobiedziska, Lechia Kostrzyn, TPS Winogrady, czy Piast Kobylnica. W Dopiewie za to obecnie trwa kompletowanie kadry z juniorów plus graczy, którzy sami zgłoszą akces, gdyż jest prowadzony otwarty nabór. Zespół z ławki poprowadzi Marek Kamiński znany z pracy chociażby w Gromie Plewiska. Nie ma się jednak co oszukiwać. GKS nie stworzy za szybko monolitu i można ich od razu wykreślić z grona kandydatów do walki o awans. Szkoda, bo naprawdę w Dopiewie zbudował się fajny zespół, który miał ambicję razem wygrywać i grać o wyższe cele. Takich ambicji nie miał jednak Prezes, który w imię swojej prywatnej wojenki i urażonej dumy, że ktoś w dosadny sposób zwrócił mu uwagę na jego podejście względem zespołu i osób z nim związanych doprowadził do rozpadu tej ekipy.
p.s. Moje próby kontaktu z prezesem Krystianem Grzegorzewiczem spełzły na niczym, więc jego wersji wydarzeń tutaj nie zobaczycie.