Warta Poznań – Zawisza Bydgoszcz
2 listopada, godz. 12:00
Centralna Liga Juniorów, gr. Zachód,
widzów – ok. 40
Dzień po święcie Wszystkich Świętych postanowiliśmy razem z redaktorem Snakepittem sprawdzić jaki poziom prezentuje tak chwalona przez prezesa Bońka, Centralna Liga Juniorów. Okazją do tego był mecz rozgrywany na Drodze Dębińskiej pomiędzy Wartą Poznań a Zawiszą Bydgoszcz. Obie ekipy przed tą kolejką była notowane tuż nad strefą spadkową, co według nas gwarantowało walkę do upadłego. Przy okazji chcieliśmy się przyjrzeć w jakim stanie ogólnie jest “Duma Wildy”.
Zaczniemy od tego drugiego, czyli od ogólnego wizerunku Warty Poznań w naszych oczach. Krótko mówiąc, efekt jaki zobaczyliśmy był mocno przygnębiający i niesmaczny. “Pani prezes”, która na twitterze znana jest z narzekania na miasto i na wszystko w okół, mogłaby najpierw dookoła tego klubu sama zrobić porządek. Po pierwsze przykry jest widok budynku klubowego. Ostatni raz przez budynek klubowy Warty przechodziłem chyba w roku 2007 i od tego czasu nie zmieniło się tam nic, a wręcz wszystko podupada jeszcze bardziej. Generalnie jedna wielka głęboka komuna. A już widok gabloty z pucharami za jakąś śmieszną kratą na tle zagrzybiałej ściany jest mocno przygnębiający i żenujący.
W tym samym budynku oczywiście możemy też zjeść hamburgera czy hot-doga z mikrofali. Nie wiem, czy miejscowy przybytek przechodził kiedyś jakąś poważną kontrolę sanepidu, ale my zdecydowanie nie zamierzaliśmy tam nic kupować. Na wejściu straszy nas też wielki baner z twarzą “pani prezes”. Oczywiście wszystko to na tle pięknych zacieków. Dobry marketing to przecież podstawa…
Po wyjściu z budynku jakby to powiedziała “pani prezes” w czasie kampanii wyborczej zrobiło nam się “a kuku”. Wszędzie atakowały nas flagi i banery firmy developerskiej, znanej z tego, że ich budynki są robione z mocno tanich materiałów budowlanych oraz z protestów mieszkańców, którzy żądają dialogu a nie autokratycznych decyzji, które niekoniecznie można znaleźć w umowach zawartych z tą firmą.
Żeby mieć lepszy pogląd na boisko i trybunę postanowiliśmy udać się na drugą stronę boiska, na której nie wiem czy ktoś normalnie przebywa, ale o ile jeszcze trybuna główna na Warcie prezentuje się całkiem całkiem, to już druga część stadionu to istna masakra…Trybuny nie dość że są jakieś krzywe i falujące to zarastają jakimiś krzewami, przy krzesełkach walają się także jakieś stare banery reklamowe, na tyłach można znaleźć także coś na styl “wozu Drzymały” i ogólnie widok to mocno przypominający stary stadion Warty przy słynnym targowisku Bema.
Kończąc ten nieco przydługi wstęp niewiele mający wspólnego z meczem, naszym zdaniem jeśli już ktoś łoży pieniądze na klub, niech robi to z sensem, a nie na pokaz przy okazji swoich rozlicznych biznesów czy prób politycznych. A na stadionie naprawdę niewiele potrzeba, wystarczyłoby trochę uprzątnąć tu i ówdzie, bo obecnie to wygląda to jak efekt uboczny “Zielonej rewolucji” tak szumnie ogłaszanej parę lat temu.
Czas przejść do tego co jednak było ważniejsze tego dnia, czyli do samego spotkania. Od początku meczu przewagę zaczął zyskiwać Zawisza i to zdecydowanie oni byli groźniejsi. Defensywą Warty bardzo głośno i zdecydowanie zarządzał jej bramkarz. Najwięcej uwag i komend wydawał do “Koziego”. Co po chwila dało się słyszeć “Kozi plecy”, “Kozi góra” itp. :). Warta raz po raz atakowała, ale za każdym razem łapani byli na spalonym. Nie wiem, czy testowali grę AC Milan z czasów Pippo Inzaghiego ale naprawdę tych spalonych jak na pierwsze pół godziny było dość sporo. Przy jednym razie, gdy jednak sędzia nie odgwizdał spalonego, Warciarze bili rzut rożny, który finalnie zakończył się bramką Mateusza Wypycha i doszło do wyniku mocno niespodziewanego biorąc pod uwagę przebieg meczu.
Po tej bramce to dalej Zawisza atakował, ale wszystko pełzło na niczym, a pierwszą połowę goście zakończyli strzałem Panu Bogu w okno i można było udać się na przerwę.
W przerwie na bocznym boisku odbyła się redakcyjna skrócona wersja “Turbokozaka”, ale tego materiału nie będziemy tu prezentować 🙂
W drugiej połowie zmieniliśmy nieco miejscówkę i z zapuszczonej części bocznej udaliśmy za bramkę na krzesełka pożyczone kiedyś od Kolejorza. Mecz się toczył, my skupiliśmy się na odpowiednim ustawieniu sprzętu i nawet nie wiemy przy jakiej okazji, ale podyktowano rzut karny dla gości, który na bramkę zamienił Norbert Czachorowski.
Z remisu jednak Zawisza nie cieszył się długo, szybka kontra z prawej strony Jakuba Kliksa i po trzech minutach to Warta ponownie była na prowadzeniu.
Goście ponownie solidniej wzięli się do roboty i regularnie atakowali bramkę “Zielonych”, mieli kilka okazji, w tym po jednym ze strzałów piłka wylądowała na słupku. Aż w końcu udało się wyrównać. Stało się to w 71 minucie w dość dziwnych okolicznościach, w stylu kung-fu bramkę zdobył Arek Gajewski i zanosiło się na bardzo ciekawą końcówkę.
Mecz od tego momentu jednak nieoczekiwanie trochę przyklapł. W 83 minucie jednak wydarzyło się coś, co normalnie analizowane jest w studio Canal + przez sympatycznego pana Sławka. Warta zdobyła bramkę po rzucie rożnym po strzale Adriana Szynki, ale no właśnie, czy aby na pewno…
Naszym zdaniem, z naszej super-hiper kamery po zatrzymaniu ujęcia bramki nie było, ale jeśli tak to mocno dziwi bierne zachowanie obrońców Zawiszy, którzy nie protestowali w ogóle. Biorąc pod uwagę, że z naszych obserwacji sędzia tego dnia był takim bardziej “pokazywaczem” i gwizdał to co mu pokazywali piłkarze lub boczni to można tu było na sędziego mocno wpłynąć. W ogóle z sędziami mieliśmy jeszcze jedną obserwację. Mianowicie jako jedyni na boisku byli w czarnych, klasycznych korkach. Wszyscy piłkarze zgodnie z obowiązującą modą grali a to w pomarańczowych, a to w zółtych, a to w różowych korkach…Pamiętam jak kiedyś przy Bułgarskiej (ok. 8 lat temu) wszyscy dość dziwnie patrzyli się na Jakuba Wilka, gdy jako pierwszy zaczął grać w korkach kolorowych. Wtedy to on był dziwakiem na tle normalności, dziś trend się odwrócił i to czarne korki są dziwnym i rzadko spotykanym zjawiskiem i to nawet już w ligach juniorskich.
Wracając do meczu, goście dawali w końcówce z siebie wszystko, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Tuż przed czasem doliczonym wyłączyliśmy nasz sprzęt i pomału udawaliśmy się już w stronę wyjścia, a tymczasem gospodarze strzelili bramkę, którą dobili Zawiszę. Mikołaj Marciniak wykończył kontrę Warty i stało się jasne, że trzy punkty zostaną w to chłodne niedzielne popołudnie w Poznaniu.
Sędzia chwilę później zakończył mecz. 4-2 dla Warty, ale nie da się ukryć, że jeśli mamy być uczciwi to z przebiegu gry, wynik powinien być dokładnie odwrotny. Ale, że piłka nożna nie jest jeszcze łyżwiarstwem figurowym to za ładną grę punktów jeszcze nie przyznają.
Refleksja na koniec jest taka, że jeśli tak wyglądają mecze w tej lidze (a mieliśmy przypominam do czynienia z zespołami z dolnej części tabeli) to poziom tak chwalonej przez Bońka Centralnej Ligi Juniorów jest całkiem niezły.
A już zupełnie na koniec wrócę do sytuacji ogólnej Warty. Mimo wszelkich zaniedbań jakie są udziałem “pani prezes” i jej świty trzeba przyznać, że piłkarze robią wszystko co w ich mocy aby sprowadzić ludzi na trybuny. Tyczy się to zarówno juniorów jak i pierwszego składu, który pogrywa w III lidze, tylko dlatego że Warty nie było stać na grę w scentralizowanej II lidze. Nie wiem kto jeszcze wierzy w zapewnienia, że w tym klubie wszystko jest w porządku jeśli chodzi o organizację, a “pani prezes” to jedyny zbawca i dar dla tej drużyny, ale jeśli ktoś zapowiada szumnie szturm na Ekstraklasę a nawet walkę o europejskie puchary (LOL!) a po paru latach ląduje na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju przez własną niekompetencję oraz przez kilka lat nie potrafi nawet odświeżyć budynku klubowego, to chyba lepiej żeby dał sobie spokój z piłką nożną i zajął się wychowywaniem “a kuku” piątki dzieci.
Łukasz Duszczak