Boruta Zgierz – Widzew Łódź

18. kolejka IV ligi 2015/2016

Grupa: grupa: Łódź

Ilość widzów: 999

Data: środa, 11 listopad 2015

Lokalizacja: Zgierz, ul. Wschodnia 2

 

Po ponad miesięcznej przerwie łódzki oddział Peryferii wrócił na futbolową ścieżkę. Tym razem za cel obrałem Zgierz i stadion Boruty. Obiekt przy ulicy Wschodniej 2 w Zgierzu miałem już okazję raz odwiedzić w inauguracyjnej relacji dla Peryferii z terenów łódzkich 25 czerwca tego roku podczas meczu w ramach Pucharu Polski, pomiędzy zgierzanami, którzy musieli wtedy uznać wyższość ekipy z małopolski Puszczy Niepołomice ulegając 0:3. Przerwa była długa, ale warto było czekać gdyż zawitałem na rozgrywki łódzkiej czwartej ligi i od razu na prawdziwy mega hit. Na zakończenie jesiennej rundy lepszego meczu nie można było wybrać a było to spotkanie pomiędzy Borutą Zgierz a odradzającym się Widzewem Łódź. Mecz był wyjątkowy, ale i dzień, w który to spotkanie było rozgrywane jeszcze bardziej. Święto Niepodległości nadało jeszcze większego kolorytu temu wydarzeniu, ale wszystko po kolei.

MKP Boruta Zgierz, czyli sensacja okręgu łódzkiego tamtego sezonu. Zwycięzca okręgowego Pucharu Polski oraz w miarę dobre 8. miejsce w czwartej lidze. To wszystko, co osiągnął Boruta w tamtym sezonie. A jak teraz wygląda sytuacja u biało-czarnych? A no po zajrzeniu nie maluje się już tak dobrze jak miało to miejsce w ubiegłym sezonie wręcz niestety dla zgierskiego klubu tragicznie. Przed meczem z Widzewem pięć porażek z rzędu, w sumie w całej już rundzie jesiennej dziesięć, przedostatnie miejsce w lidze i bardzo ciężka walka o utrzymanie. Dzień przed samym meczem doszło do zmiany na stanowisku trenera. Zwolnionego Kacpra Rusa zastąpił Tomasz Kmiecik który w Widzewie jest bardzo znany gdyż był tam trenerem grup młodzieżowych oraz rezerw Widzewa. Lepszego momentu na zatrudnienie akurat tego trenera zarząd Boruty nie mógł wybrać. Z cała pewnością nie trzeba było zbytnio motywować nowego szkoleniowca zgierzan do nadchodzącego spotkania, który na pewno chciał sprawić wielką sensację ogrywając swój były klub.

Widzew Łódź, czyli klub legenda. Legenda, która po wielu różnorakich problemach, katastrofalnym pechu do rządzących tym klubem musiała przestać istnieć gdyż została doprowadzona już do takiego stanu, że nic innego nie pozostało jak zacząć wszystko od nowa. Ludzie mający w sercu klub z aleja Piłsudskiego od razu zabrali się do odbudowy swojego kochanego klubu. Streszczając sytuację w pierwszym sezonie po ogłoszeniu upadku i rozpoczęciu wszystkiego od nowa Widzewowi w czwartej lidze idzie trochę jak po grudzie. Sytuacja oczywiście nie jest zła, ale nie tego na pewno spodziewali się nowi zarządzający tym klubem a przede wszystkim kibice. Niestety dla łodzian nikt nie położył się przed znaną marką i prawie każdy zespół, z którym przyszło mierzyć się Widziewiakom stawiał zaciekły opór. Powodując, że po 17 kolejkach Widzew zajmuje czwarte miejsce z bilansem: 10 zwycięstw, 4 remisów oraz 3 porażek, siedmiopunktową stratą do literującego KS Paradyżu oraz już jedną zmianą na stanowisku trenera. Strata wynosiła już nawet 12 punktów, ale cześć strat udało się Widzewowi zniwelować i aby móc dalej skutecznie gonić lidera mecz w Zgierzu musieli bez szemrania wygrać tym bardziej, iż drużyny przed Widzewem pogubiły punkty. Każda strata punktów to niespodzianka i coraz większy kłopot łodzian.

Na meczyk wybrałem się tym razem tramwajem i bez żadnych przeszkód stawiłem się pod stadionem półtorej godziny przed pierwszym gwizdkiem. Co się od razu rzuciło w oczy to masa różnorakiej policji, z psami, na koniach, radiowozów, „lodów”, helikopter itp., straży miejskiej. Istne szykowanie się na wojnę. Czy aby ktoś w tym państwie naprawdę nie przesadza? Na mecz dotarłem wcześniej z zamiarem dobrego i spokojnego przygotowania się do meczu. Niestety nie było mi to dane gdyż organizacyjnie klub ze Zgierza trochę padł gdyż nie mieli mnie na liście dla mediów. Panowie „bramkarze” po sprawdzeniu listy patrzyli na mnie jak na oszusta, ale nie poddałem się, nalegałem żeby jeden z panów wykonał telefon do kogoś władnego i wyjaśnił sprawę. Po wykonaniu telefonu okazało się, że pan w telefonie również mnie na liście nie ma… no i mówię no to fajnie. Można się pakować do domu…ale na całe szczęście uratowała mnie Peryferyjna plakietka która dała mi wejście. I już nie o to chodzi, że musiałem normalnie zakupić bilet i wydać te kilkanaście złotych, i nie o to, że straciłem godzinę na dojście do bankomatu i powrót (nie byłem przyszykowany na płacenie gotówką), ale o pewne zasady i organizację. Bo nie tylko mnie nie było na liście gdyż zdarzały się braki na liście dla kibiców. Klub odgradza się od kibiców kordonami policji, nie daje tyle biletów ile wcześniej deklarował a nie potrafi sporządzić zwykłych list…niestety trochę słabo to wygląda. Potem po meczu oczywiście po zgłoszeniu tego problemu nie dostałem żadnej odpowiedzi.

Aura meczowa bardzo kapryśna, uprzykrzająca trochę życie, ale szło zdzierżyć. Całe wydarzenie zaczyna się od odśpiewania Mazurka Dąbrowskiego. Bajecznie odśpiewany hymn przez kibiców świetnie wprowadził w to najważniejsze dla Nas święto. Godzina parę minut po 14:00 i pierwszy gwizdek. Od razu łódzcy kibice pozdrowili parę razy policję, odnieśli się również do klubu ze Zgierza, który nie wpuścił tylu kibiców ilu wcześniej deklarował a stawili się wokół obiektu tak samo licznie jak Ci, którym było dane dostać się na stadion. Kibice Widzewa tak jak i kiedyś tak jak i dziś trzymają poziom i są krajową czołówką. Nie można było skupić się na meczu gdyż coraz bardziej fanatyczny doping niósł się po obiekcie. Piękne flagowisko. Naprawdę było, co podziwiać, ale niestety nie można było odnieść się już tak do samego meczu. Mecz walki, ale przede wszystkim bardzo chaotyczny i schematyczny a przede wszystkim w wykonaniu piłkarzy Widzewa, którzy musieli wygrać to spotkanie, ale niestety ciągłe problemy z własną grą, o których słyszy się i czyta w tym sezonie dawały i tym razem o sobie znać. Brak polotu w konstruowaniu akcji, męczarnie z sobą samym. Bo największym przeciwnikiem dla piłkarzy Widzewa tego dnia byli oni sami. Taka przewidywalna, prosta i prymitywna gra ze strony Widzewa była wodą na młyn dla gospodarzy, którzy wiadomo nie byli stroną przeważającą, ale w walce nie ustępowali, ustawili przed bramką „autobus” i czekali spokojnie na swoje okazje. Mecz po raz pierwszy zostaje przerwany w 24 minucie, gdy kibice Widzewa odpalają kilkadziesiąt rac.

Po pięknym widowisku, który zaprezentowali fanatycy Widzewa po krótkiej przerwie piłkarze wrócili na boisko. Zaraz po powrocie piłkarzy, pojawiły się również białe kaski, które rozstawiły się i zaczęły zabezpieczać główną bramę oraz przyboczną siatkę, za którą znajdowała rzesza kibiców Widzewa. Przerwa podziała lepiej na łodzian gdyż zaledwie pięć minut po racowisku strzelili wymarzonego gola. Z rzutu rożnego dośrodkowuje Adrian Budka, bardzo duże zamieszaniu w polu karnym, dwukrotnie niepewnie interweniował Kaźmierski i Michał Polit wepchnął futbolówkę do bramki zgierzan. Zawodnicy Boruty dwoili się i troili się na linii bramkowej, ale nie zdołali zapobiec utracie gola. 0:1!

Wydawać by się mogło, że nic już nie stanie na drodze piłkarzom Widzewa do odniesienia zwycięstwa, ale nic bardziej mylnego. Piłkarze Boruty nie poddali się i nadal zawzięcie dążyli do zdobycia upragnionej bramki w tej sytuacji już na remis. Upór i ambicja zostały docenione przez los i zgierzanie przed samą przerwą, bo w 42 minucie zdobywają gola na remis po strzale Sebastiana Ceglarza byłego piłkarza Widzewa, który z zimną krwią wykorzystuje błąd goalkeepera czerwonych Michała Sokołowicza. 1-1! Takim rezultatem kończy się pierwsza odsłona.

Początek drugiej połowy to zamiar strzelenia szybkiego gola przez piłkarzy Widzewa, ale na zamiarze się tylko skończyło gdyż łodzianie byli albo nieskuteczni, albo sami nie potrafili przeprowadzić dobrej i składnej akcji albo fenomenalnie zaczął spisywać się bramkarz gospodarzy Maciej Kaźmierski. Druga połowa to przede wszystkim druga przerwa w spotkaniu, którą znowu zafundowali kibice Widzewa i jeszcze większa ilość pirotechniki oraz przyśpiewka: spadnij, k…. spadnij, lalala!, jak fanatycy Widzewa ujrzeli nadlatujący helikopter policyjny.


W końcówce spotkania napastnik gości Kamil Zieliński miał na głowie piłkę meczową ale wspaniale na linii bramkowej znowu popisuje się Kaźmierski ratując swój zespól przed porażką. Wynik bez zmian. Sędzia odgwizduje koniec spotkania. Bramkarz Boruty podnosi ręce ku górze cieszą się z bezcennego punkciku, który w konsekwencji może dać przy następnych dobrych występach zgierzan upragnione utrzymanie. 1:1!

Reasumując mecz był momentami bardzo senny oraz nużący i gdyby nie łódzcy kibice i cała otoczka zrobiona przez policje i inne służby można byłoby momentami zasnąć. Jeśli Widzew chce w swoim pierwszym sezonie po powrocie od razu zrobić jedną ligę musi zdecydowanie poprawić swoją grę i ustabilizować formę. Boruta od razu po zmianie trenera pokazał zwyżkę formy i niesamowity charakter a to daje nadzieje zgierzanom na dużo lepszą wiosnę, ale czy tak będzie okaże się w przyszłym roku.

P.S. Na koniec zachęcam w imieniu całej redakcji drużyny z województwa łódzkiego do dołączania do grona naszych klubów partnerskich. Drużyny chętne zapraszamy do kontaktu za pomocą fanpage na facebooku oraz mailowo na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

Maciej Kwaśniak 

Recent Posts

Instagram

 

PF.jpg

budzik

 

 

mojfyrtel logo png

 mojeWronkiWersjaPlakatowa 2

 

 

Chcesz nas zaprosić na mecz swojej drużyny?

A może chciałbyś do nas dołączyć?

W tych i w każdych innych sprawach pasujących do tematyki strony piszcie śmiało na:

[email protected]