B-klasa – czyli co peryferyjni redaktorzy lubią najbardziej

B-klasa - czyli co peryferyjni redaktorzy lubią najbardziej

Nasz redakcyjny kolega Wojtek Budzyk podzielił się z nami takim oto memem:

mem.jpg

Mem śmieszny, a dla mnie życiowy. Tylko właściwie dlaczego? Czemu mając do wyboru wyjazd na Huragan Pobiedziska, albo Lech Poznań wybiorę opcję numer jeden? Dlaczego wolę jechać na halowy turniej oldbojów Stęszewie zamiast oglądać Premier League w telewizji? Dla wielu „przeciętnych” kibiców takie wybory to abstrakcja, dla mnie rzecz oczywista.

Przede wszystkim ekstraklasa jest fałszywa, co doskonale widać na przykładzie Lecha Poznań. Jak co sezon szumne zapowiedzi, że idziemy po majstra, jesteśmy najlepsi, nic nas nie zatrzyma. Kilka kolejek później, gdy Kolejorz (jak co sezon) gubi punkty co mecz zmiana hasła na Nigdy Się Nie Poddawaj, by wreszcie przejść do trzeciego etapu, którym jest szumnie zapowiadana rewolucja, zmiana trenera, nowe otwarcie. I tak od kilku lat. Sam na Bułgarskiej w Poznaniu ostatni raz byłem w 2015 roku, potem stwierdziłem, że to nie ma sensu. Wydawać prawie 100zł na dojazd, wejściówkę, jedzenie i picie (w końcu pół dnia poza domem) tylko po to, by po końcowym gwizdku usłyszeć od kopaczy, że w następnej kolejce już na pewno będzie lepiej? Sorry, mogę lepiej spożytkować ten czas i pieniądze. Możecie mówić, że jestem kibicem sukcesu, że z drużyną jest się na dobre i na złe. Tak, macie rację. Tylko, że chciałbym ze strony drużyny zobaczyć chociaż cień zaangażowania. Póki co od czterech lat zarząd Lecha pluje kibicom w twarz i twierdzi, że pada deszcz. Skoro klub nie szanuje kibica, to dlaczego kibic ma szanować drużynę? Może kogoś to jeszcze bawi i ma cierpliwość. Ja dziękuję, wysiadam. Wrócę jak zmieni się mentalność drużyny. Gdzie to zaangażowanie z dwumeczu z Austrią Wiedeń? Gdzie ambicja z meczu z Juventusem na wyjeździe? Ja nie wymagam zwycięstw co mecz, ale nie zgadzam się na taką degrengoladę, jaką Lech zaprezentował ostatnio w Kielcach. Kiedyś mieliśmy pendolino, teraz co najwyżej zardzewiały parowóz. Pod tym względem niższe ligi nie mają sobie równych. Tam jak czysta radość z gry. Owszem, często brakuje zgrania, ładnych akcji, ale jednego odmówić nie można – tam chłopakom po prostu się chce. Tylko tyle i aż tyle.

Druga rzecz, to pieniądze. Jadąc na mecz do Czerniejewa, Wrześni, czy Trzemeszna po prostu jadąc na mecz. Z kolei wybierając się gdzieś na topową piłkarską markę tak naprawdę jadę „kupić produkt”. Miałem okazję być na ligowym meczu Interu Mediolan, na spotkaniu Polska – Ekwador podczas Mundialu w 2006 roku, czy na półfinale Włochy – Niemcy na Euro 2012. I chociaż wzruszenie ściskało krtań podczas przedmeczowego hymnu, a emocje są po prostu nie do opisania i nie zamieniłbym ich na nic innego, to z tyłu głowy siedziała gdzieś myśl, że obok mnie siedzi delegat z FIFA, klepie po ramieniu i mówi: Fajnie, że przyjechałeś, ale wyskakuj z kasy, kup jedną kiełbasę w cenie kilograma i popraw piwem w cenie butelki wódki. Mecz meczem, ale Sep Blatter nie ma na panienki, wydane euro musi się zgadzać. Obejrzałem ciekawe piłkarsko widowiska, w szczególności półfinał Euro, ale nachalność reklam i wciskania różnych rzeczy była wręcz napastująca. Przyjechałem obejrzeć mecz, a nie tłumaczyć się zasłaniającemu boisko facetowi, że naprawdę nie chcę coli, a popcorn to sobie może wiadomo co i jak głęboko. Będę miał na coś ochotę, to sobie w przerwie po to pójdę.

Trzecia rzecz, to mentalność osób przychodzących na mecze. W niższych ligach często można poznać ciekawych ludzi, a od najstarszych kibiców dowiedzieć się wielu ciekawostek na temat klubu. Jak zdarzy się, że przyjadą kibice gości, to często zasiadają wśród gospodarzy i nikt nie ma z tym problemu. Zdarzają się docinki, czy wzajemne wbijanie szpilek, co nie przeszkadza przy tym razem pogadać, wspólnie napić się piwa, a po meczu wymienić szalikiem. Wyobrażacie sobie coś takiego w ekstraklasie, wśród kiboli wyklętych, rycerzy ortalionu? Ja też nie. Owszem, za młodu robiłem na stadionie rzeczy, które dzisiaj wspominam trochę z uśmiechem, trochę ze wstydem. Na szczęście w porę się opamiętałem. Co z tego, że obok mnie znajdzie się kibic w barwach Legii Warszawa? Urodził się w stolicy, to kibicuje stołecznej drużynie. Sam bym pewnie im kibicował, gdym się tam urodził, ale urodziłem się w Gnieźnie, więc kibicuję przede wszystkim wielkopolskim klubom z Mieszkiem Gniezno na czele. I dzisiaj zobaczenie kogoś w obcych barwach to nie jest argument, żeby takiej osobie obić mordę. Wręcz przeciwnie, mam znajomego kibicującego Legii, a nawet kolegów z Ukrainy, którzy sercem są za Dynamem Kijów, czy Metałurhem Zaporoże. To są tacy sami ludzie jak my, wbrew temu co wiele osób próbuje nam wmówić.

Wreszcie dochodzimy do najciekawszego momentu. Tylko i wyłącznie w niższych ligach można zobaczyć młodych zawodników, którzy stawiają pierwsze kroki nieśmiało pukając do krajowej, a nawet światowej piłki. Nawet jak są to wychowankowie topowych drużyn, to pierwsze kroki stawiają w rezerwach, albo na wypożyczeniu gdzieś na peryferiach futbolu. Przykłady? Proszę bardzo. Szymon Pawłowski doskonale znany szerszej publiczności z gry w Zagłębiu Lubin i Lechu Poznań, a nawet z epizodów w reprezentacji narodowej na szerokie wody wypłynął grając w Mieszku Gniezno. Z tego samego klubu do Warty Poznań trafił Paweł Iwanicki. Łukasza Fabiańskiego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Gdzie stawiał pierwsze kroki? W szkółce piłkarskiej w Szamotułach skąd trafił do Gniezna. Tutaj był pewnym punktem zespołu, miał bardzo duży udział w awansie do III ligi. Jak potoczyła się jego dalsza kariera wszyscy wiemy. Ja miałem tą przyjemność widzieć jak się rozwijali, jak tworzą piłkarską historię.

Właśnie dlatego wolimy chodzić na peryferyjne ligi. Sympatie klubowe też mają tu znaczenie, ale nie chodzi tu tylko o to. Świat jest dzisiaj tak otwarty, że moglibyśmy bez problemu co weekend bywać na stadionach w Poznaniu, Lubinie, Gdańsku, Gdyni, czy Wrocławiu. A jednak wolimy Wronczyn, Szamotuły i Kłecko. To nigdy nie jest tak, że amatorski klub z okręgówki, czy B klasy nie ma nic do zaoferowania. Rozejrzyj się, w okolicy na pewno znajdziesz klub. Możesz zacząć fajną przygodę, poznać ciekawych ludzi, być może spotkać przyszłe gwiazdy. Możesz zabrać dziecko na mecz i zaszczepić w nim pasję do kibicowania. Tym bardziej, że rozkręca się piłkarska wiosna, pogoda zaczyna sprzyjać. Kiedy, jak nie teraz?

Recent Posts

Instagram

 

PF.jpg

budzik

 

 

mojfyrtel logo png

 mojeWronkiWersjaPlakatowa 2

 

 

Chcesz nas zaprosić na mecz swojej drużyny?

A może chciałbyś do nas dołączyć?

W tych i w każdych innych sprawach pasujących do tematyki strony piszcie śmiało na:

[email protected]