Unia Swarzędz – Lubuszanin Trzcianka
IV liga
Grupa: północ
Ilość widzów: ok.100
Data: sobota, 11 marzec 2017 14:00
Lokalizacja: Swarzędz
Na inaugurację rundy wiosennej wybraliśmy się na zaległe spotkanie w grupie północnej wielkopolskiej IV ligi pomiędzy Unią Swarzędz a Lubuszaninem Trzcianka. Mecz miał zostać rozegrany pierwotnie jesienią, ale przekładany był aż dwukrotnie. W końcu udało się zagrać w sobotę 11 marca na bocznym boisku stadionu miejskiego przy ulicy świętego Marcina.
Swarzędzka Unia całą rundę jesienną rozegrała na wyjazdach. Ma to oczywiście związek z tym, że stadion miejski w Swarzędzu znajduje się obecnie w remoncie. Główna płyta boiska jest wymieniana, dookoła zrobiono już bieżnię, ogólnie mówiąc – dzieje się tam naprawdę sporo. Skoro wszystkie mecze Unii były na obcych boiskach, nie możemy mówić o satysfakcjonujących wynikach, to zrozumiałe. Zespół zajmował pod koniec rundy dziesiąte miejsce w lidze z dorobkiem 22 punktów. Sześć zwycięstw, cztery remisy i pięć porażek przy 17 bramkach strzelonych (jedenasty atak) i 24 straconych (ósma obrona). Nie jest to może wynik rewelacyjny, ale może stanowić przyczółek do ataku na pozycje w pierwszej piątce, zwłaszcza, że przecież na wiosnę piłkarze ze Swarzędza będą grali już tylko u siebie. Dużo miał pokazać mecz z mocną w tym sezonie ekipą Lubuszanina, który już od kilku sezonów celuje w awans.
Drużyna z Trzcianki przezimowała na drugim miejscu, ale pamiętajmy właśnie o tym zaległym meczu z Unią. Gdyby nie to, mógłby być fotel lidera, gdyż Lubuszanin tracił do Nielby Wągrowiec tylko jeden punkt. Bilans przed zaległym meczem mieli doskonały – dziesięć zwycięstw i pięć remisów, bez porażek. Przekładało się to na 35 punktów. Przy aż 48 bramkach telonych (najlepszy atak ligi) i tylko 13 straconych (najlepsza obrona) Lubuszanin był faworytem tego spotkania.
Dzień był pochmurny, ale czasami pojawiało się nieśmiałe prawie że wiosenne słońce. Na obejrzenie dzisiejszego starcia zdecydowało się około 80 osób, co jest już wynikiem całkiem przyzwoitym. Czasami wiało, ale ogólnie można powiedzieć, że pogoda dopisała, to też na trybunach sporo było rodzin z dziećmi, których to pociechy biegały po metalowej trybunie. Boczne boisko w Swarzędzu wykonane jest “na wysoki połysk”, naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić. Z początku trochę razi niska trybuna i podniesione względem niej boisko, ale szybko można się przyzwyczaić. Widać, że gmina mocno inwestuje w infrastrukturę sportową i że w niedługim czasie mieszkańcy na tym skorzystają.
Mecz od pierwszych minut był ku naszemu zdziwieniu bardzo brutalny! Sędzia raz po raz próbował słownych reprymend, ale piłkarze na sztucznej murawie ewidentnie upodobali sobie wślizgi i polowanie na nogi przeciwnika. O dziwo nie była to domena słabszej wydawałoby się Unii, ale raczej obu drużyn. Sporo fauli przed polem karnym dawało okazje dla jednych i drugich do wrzutek i strzałów, ale nic ciekawego z tego nie wychodziło. Unia w kilku okazjach zdecydowała się raczej na strzały, Lubuszanin próbował rozgrywania i wrzutek. Około dziewiętnastej minuty piłkę po rzucie wolnym do siatki unii skierował Jakub Mleczak i było 0:1! Jedna z sytuacji stykowych przed polem karnym gości skończyła się nieprzyjemnie dla zawodnika Unii – został wręcz zniesiony na noszach z boiska. Zmiana została wykonana szybko, goście nie grali długo w przewadze.
Od tego momentu piłkarze z Trzcianki decydowali się raczej na kontry, grę prowadziła Unia. Pomimo kilku dogodnych sytuacji tylko jedna była naprawdę groźna – strzał głową z bliska fantastycznie obronił bramkarz Lubuszanina. Do przerwy wynik nie uległ zmianie. Pierwsza odsłona była raczej szarpana, obie drużyny “uczyły się” sztucznego boiska, musiały je dobrze wyczuć więc kombinacyjną grę można było na razie włożyć między bajki. Lepsza pod tym względem okazała się druga połowa, choć paradoksalnie to właśnie w niej zaczęły sypać się kartki za faule, w pierwszej nie było ani jednej.
Druga połowa meczu zaczęła się od kilku dobrych ataków Unii. Bramkarz Lubuszanina znów stał jednak dzielnie na posterunku i ponownie jak pod koniec pierwszej połowy wyciągnął piękny i piekielnie trudny do obrony strzał głową z bliska. Około 55. minuty miał miejsce chyba najostrzejszy faul tego meczu – atak na plecy napastnika Lubuszanina w wykonaniu obrońcy Unii – Jakuba Marzyńskiego. Sędzia po konsultacji z liniowym pokazał piłkarzowi ze Swarzędza czerwoną kartkę. Co ciekawe, w zawodników Unii wstąpiła po tej sytuacji taka energia, że wspólnie na trybunie uznaliśmy, że nie było widać braku tego jednego gracza. Co prawda Lubuszanin był aktywniejszy i nawet groźniej atakował, ale to Unia zdobyła upragnione wyrównanie kilka minut po tej czerwonej kartce.
W 60. minucie Krzysztof Stępiński strzelił głową – tym razem nie do obrony. Zanosiło się na to od dawna. Bramkarzowi gości nie pomógł doskonały refleks, nie miał nic do powiedzenia. Mecz wyrównał się, a Lubuszanin dopiero po około kwadransie doszedł do siebie po stracie gola. Uparcie atakowali prawą stroną, ale gola strzelili dopiero po ataku lewą. Strzałem nie do obrony dla bramkarza Unii okazało się uderzenie piłkarza z przeszłością nawet w poznańskim Lechu – Michała Wawszczaka. Była 76. minuta spotkania. Przy stanie 1:2 obie drużyny nadal faulowały (to charakterystyczna cecha tego meczu, nie da się ukryć), z tą różnicą, że sędzia tego spotkania rozdzielał już żółte kartki.
Unia zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę i otwarcie zaatakować ryzykując kontrę Lubuszanina, przy osłabieniu jednym zawodnikiem. O dziwo były momenty, w których taka śmiała strategia mogła im przynieść powodzenie. Gdyby tylko udało się wykończyć jedną ze stworzonych sytuacji… Szczególnie szkoda strzału z pola karnego w doliczonym czasie gry. Wszyscy chwycili się za głowy, gdy piłka szybowała wysoko nad bramką. Ciekawie wyglądało też wykończenie jednej z sytuacji po rzucie rożnym, gdy strzałem z dwudziestu metrów prawie zaskoczono bramkarza z Trzcianki. Mecz skończył się jednak zwycięstwem gości. Zasłużonym, ale gospodarze pokazali dużo dobrej piłki i na pewno jeszcze w tym sezonie będą się liczyć w walce o lepsze lokaty niż okolice dziesiątego miejsca. Drużyna Lubuszanina pokazała jednak, że potrafi wygrać nawet taki mecz, w którym długo zanosi się na kłopoty i gra zwyczajnie “nie idzie”. Takie drużyny zazwyczaj odnoszą sukcesy, gdy są w stanie wygrywać nawet nie w pełni formy, nawet bez odpowiedniego rytmu meczowego.
Sytuacja w tabeli dla Unii oczywiście nie zmieniła się po tej porażce, Lubuszanin natomiast awansował na fotel lidera.
fot. Irek Pindral: