KS Szczytniki – Lechita Kłecko
B-klasa
Grupa: Poznań I
Ilość widzów: 30
Data: niedziela, 25 wrzesień 2016 11:00
Lokalizacja: Szczytniki
Pięć spotkań i pięć porażek. Fatalny start sezonu w wykonaniu KS Szczytniki to nie dzieło przypadku, skoro pokonał ich nawet słynny z przegrywania Jadwiżański KS. Chciałem zobaczyć na żywo jak prezentuje się drużyna, która miała przed sobą ambitne cele na obecny sezon, a tak brutalnie zderzyła się z B-klasową ścianą. Pojechałem więc w niedzielę rano do nieodległych Szczytnik.
Ligowe “pudło” na chwilę obecną wygląda następująco – na czele bez porażki Olimpia, drugi jest Piast Łubowo a trzeci dzisiejszy przeciwnik KS-u czyli Lechita Kłecko. Nie trzeba dodawać, że jest to przeciwnik bardzo silny w obecnym sezonie, o czym mogą świadczyć dotychczasowe mecze.
Miałem okazję oglądać na żywo KS Szczytniki, gdy występowali w prestiżowym starciu z lokalnym rywalem, czyli Lotnikiem Poznań. Trzeba dodać, że ze względów formalnych występowali wtedy jako Stella II Luboń a mecz zakończył się ich porażką.
Obecnie jednak już drugi sezon grają pod własnym szyldem i z bagażem doświadczeń z Amatorskiej Ligi Kórnickiej próbują podbić B-klasę. Debiutancki sezon to przyzwoite szóste miejsce w grupie I poznańskiej B-klasy. Bilans bramkowy to aż 72 gole strzelone (drugie miejsce w lidze!), ale przy tym aż 64 stracone (tu także, niestety, drugi wynik). Obecny sezon? Tragedia. No dobrze, na usprawiedliwienie trzeba dodać, że mieli naprawdę kiepski terminarz, może poza Jadwiżańskim. Z najmocniejszych, nie licząc tej niedzieli ekip została im tylko Olimpia i Meblorz, więc są jakieś widoki na lepsze wyniki w niedalekiej przyszłości. Tymczasem jednak na ich teren przyjeżdża drużyna z Kłecka…
Lechita Kłecko to jeden z najstarszych klubów w regionie, bo założony już w 1927 roku! W swojej historii najwyżej grał w IV lidze a obecnie gra niestety w B-klasie, bo wycofaniu się z okręgówki po rundzie jesiennej sezonu 2013/2014. Lechita wrócił więc na piłkarską mapę Wielkopolski i z pewnością liczy na więcej szczęścia do finansów przy tym podejściu. Póki co jednak trzeba rozpocząć mozolny marsz w górę tabeli, zaczynając od B-klasy. A że w grupie I jest wiele zespołów z apetytami na awans, to lekko nie będzie. Obecnie Lechita jest trzeci w tabeli jak już w wspomniałem i obok czterech zwycięstw ma na koncie porażkę z Olimpią na swoim terenie. Na trudny teren do Szczytnik piłkarze z Kłecka przyjechali jednak po trzy punkty.
Dzięki położeniu w połowie drogi pomiędzy Poznaniem a Kórnikiem KS Szczytniki ma wielu ciekawych przeciwników lokalnych – Avię Kamionki, Lotnika Poznań, Tęczę Skrzynki czy sięgając trochę dalej – ekipy z Lubonia i Kórnika, choć trafić na nie może jedynie w Pucharze Polski. Z wymienionych drużyn w lidze KS może jedynie zagrać z Lotnikiem. Co ciekawe większe okoliczne wsie, które nie mają swoich klubów, czyli Daszewice, Koninko i Borówiec wspierają właśnie KS Szczytniki. Przynajmniej tak twierdzą moi znajomi z tych miejsc.
Stadion KS Szczytniki znajduje się pod lasem, niedaleko bazy wojskowej. Podejrzewam, że dla miejscowych jest to doskonale wszystkim znana lokalizacja, ale dla kogoś z zewnątrz dotarcie tam bez GPS-u może stanowić pewien problem. Najlepiej z Poznania jechać ekspresówką a potem odbić na Koninko, ale ja wybrałem bardziej ciekawą trasę przez Starołękę a potem Głuszynę, żeby wpaść na chwilę na stadion Lotnika. Będzie jeszcze w tym sezonie okazja opisać zmiany (na lepsze!) na stadionie w Głuszynie, mam nadzieję. Droga do boiska KS-u prowadzi w pewnym momencie przez takie rejony, że może pojawić się pewne zwątpienie, czy dobrze jedziemy. Na szczęście ktoś pomyślał i postawił znak ze strzałką wskazującą odpowiedni kierunek! Brawo.
Boisko “pod lasem” to jedno z największych zaskoczeń jakich doświadczyłem w tym sezonie. Dwie trybuny, nowe, lśniące ławki rezerwowych, kostka brukowa, wieżyczka spikera i równa jak stół płyta boiska. Przyznaję bez bicia – nie spodziewałem się takich warunków. Obok głównej płyty jest jeszcze boisko treningowe, szatnie i budynek klubowy, miejsce na grilla – zadaszone, grill murowany. Nie mam pytań. To są warunki, jakich mogą pozazdrościć kluby nie tylko w B-klasie, ale nawet kilka poziomów ligowych wyżej. Powiem więcej – gdy myślę sobie, jak powinno się budować od zera klub piłkarski, to mam przed oczami właśnie coś takiego – infrastruktura skrojona na miarę potrzeb klubu i kibiców. Mecz można obejrzeć w komfortowych warunkach, a piłkarze nie muszą martwić się, że biegnąc wypierniczą się o kretowisko. Teraz już przestałem się dziwić, że KS Szczytniki ma tylu kibiców, skoro jest to klub budowany z głową. Stadion, identyfikacja wizualna, media społecznościowe, kibice. Czas na wyniki.
Ciekawa sprawa – w tych rejonach, dookoła bazy lotniczej mamy aż trzy kluby z naprawdę fajnymi, wartymi odwiedzenia stadionami – Avię, Lotnika i KS.
Jeśli miałbym wymieniać minusy – niestety nie było spikera na zawodach, impreza nie była też biletowana, więc pamiątek poza zdjęciami brak. Brak spikera nie oznacza, że nie było oprawy muzycznej – tym razem udało się trafić w miejsce, gdzie zdecydowano się na sprawdzone hity (radio Eska, te klimaty) a nie jakieś disco-polo jak na Lubońskim. Jeszcze tytułem zakończenia opisu miejsca – przy wyjątkowej dawce pecha niefortunnie kopnięta piłka mogłaby trafić do stawu, który co prawda za siatką, ale znajduje się w bliskiej odległości od boiska w Szczytnikach.
Mecz rozpoczął się właściwie bez większych opóźnień. Pierwsze akcje należały do gości, choć było to takie trochę wyczuwanie przeciwnika. Gdy już gospodarze ruszyli odważniej do przodu, w 5. minucie nadziali się na kontrę. Strzelcem pierwszego gola dla Lechity – Jakub Wiśniewski. Zaraz potem goście mieli kolejną dobrą kontrę, ale już chwilę później w polu karnym któryś z ich obrońców niefortunnie zagrał piłkę ręką. Nie było wątpliwości, że należy się karny, nikt nie protestował. Gola dającego w tym momencie wyrównanie strzelił Patryk Maćkowski.
Obraz gry był ciężki do określenia w tym momencie. Gra była szarpana i na dobrą sprawę jeszcze nie wiadomo było jak będą grały oba zespoły. Mimo sporej przewagi piłkarzy z Kłecka, to nadal mógł być mecz “na remis”, gdyby tylko KS Szczytniki zachował dyscyplinę w obronie. Tymczasem jednak głupi faul przed polem karnym dał gościom okazję do objęcia prowadzenia. Z rzutu wolnego pięknie przymierzył Krzysztof Strycharz. Podłamani straconą bramką gospodarze dali sobie łatwo wbić trzecią bramkę kilka minut później. Jestem przekonany, że liniowy nie popisał się w tej sytuacji i aż dwóch piłkarzy z Kłecka było na spalonym. Gola zdobył jednak Alan Tomkowiak. W 25. minucie było już 1:4, bo pięknym rajdem wyróżnił się Kacper Serwatka. Mijał kolejnych rywali jak tyczki i w końcu w prosty sposób minął też bramkarza. Na sam koniec pierwszej odsłony meczu dostaliśmy jeszcze popis składnej akcji w wykonaniu napastników Lechity. Akcję wykończył ponownie Alan Tomkowiak. Wynik do przerwy 1:5.
Na czym polegał główny problem KS Szczytniki? Na grze obronnej, to oczywiste. Nominalnie w czterech, w sytuacji gdy zaczęli przegrywać, regularnie pozostawało z tyłu tylko dwóch obrońców. Nie ma takiej ligi na świecie, gdzie da się bronić w jakikolwiek sposób dwoma obrońcami. Wyglądało to tak, że jeden szedł na lewo, drugi na prawo a na środku tworzyła się autostrada dla napastnika. Boczni obrońcy angażowali się w ataki, owszem, ale ich obecność z przodu powodowała jedynie zamieszanie, żadnego realnego zagrożenia. Wyglądało to tak, jakby pomocnicy byli zaskoczeni możliwością wyboru i decydowali się na najgorsze zagrania. Braki z tyłu powodowały z kolei, że kontry gości często odbywały się czterech na dwóch. Goście byli szybsi, lepsi w odbiorze i zdecydowanie bardziej zgrani. Jedyne co mieli dzisiaj do dyspozycji piłkarze ze Szczytnik, to ambicja i wola walki. Normalnie są to czynniki, które mogą pomóc wygrać każdy mecz, ale musi za tym iść piłkarska jakość.
Co do gości, to imponowali odbiorem, ustawieniem i szybkością w ataku. Brakowało dokładności przy szybkich kontrach a w drugiej połowie przede wszystkim koncentracji przy wysokim prowadzeniu. Najbardziej zaimponował mi wysoki i masywny środkowy obrońca, który potrafił od góry do dołu opierdolić kogo trzeba głosem Zdzisława Dyrmana z “Misia”. Wprowadzał spokój w defensywie, ale w drugiej połowie jak większość trochę za bardzo zapuścił się do ataku. W drużynie Lechity Kłecko panuje doskonała atmosfera. Miałem możliwość z bliska zobaczyć pracę trenera, kierownika drużyny i ławki rezerwowych, która żyła meczem i co najbardziej zabawne – przez 90 minut potrafiła opierniczyć karton bananów. Bardzo fajnie to współgrało z kolorem ich koszulek.
Druga połowa meczu rozpoczęła się od mocnego uderzenia gości, którzy chcieli już chyba rozwiać wątpliwości, kto będzie dzisiaj zwycięzcą. Kilka szybkich podań, minięcie kilku zawodników ze Szczytnik w polu karnym i z najbliższej odległości do bramki piłkę pakuje ponownie Kacper Serwatka. Co ciekawe teraz dwoma trafieniami odpowiedzieli gospodarze! Najpierw prawą stroną przedarł się Marcin Wiśniewski i strzelił po długim rogu. Kilka minut później z rzutu rożnego piłkę do bramki skierował Mieczysław Kieć. Chwycił też futbolówkę w ręce dając kolegom znak do dalszych ataków, ale jak się po chwili okazało “letarg” Lechity był jedynie chwilowy. Artur Kolmer odebrał piękne podanie ze środka boiska w okolicy pola karnego i wykończył akcję z bliska. Wreszcie około 78. minuty meczu z rzutu rożnego gola głową strzelił Michał Kaczor.
Gra już ewidentnie nie kleiła się gospodarzom i gdyby sędzia zdecydował o zakończeniu zawodów przed czasem, na pewno nikt by nie protestował. Rozpoczęły się jakieś pyskówki, niepotrzebne nerwy i zaproszenia do “spotkania po meczu”. Sędzia nie częstował bez sensu kartkami, stawiał raczej na rozmowy wychowawcze. Mecz był momentami intensywny, ale rzeczywiście nie było sensu nikogo karać indywidualnie. Głupi faul na Wiśniewskim w 85. minucie meczu dał jeszcze Lechicie karnego, którego na gola zamienił bramkarz przyjezdnych – Daniel Wojciechowski. Chyba najlepszy w tym meczu po stronie Lechity Kłecko Jakub Wiśniewski strzelił jeszcze swojego drugiego gola po indywidualnym rajdzie. Wynik meczu na 3:11 ustalił jednak Artur Kolmer strzelając z bliska już w doliczonym czasie gry.
Brawo dla gospodarzy za walkę, brawa dla gości za skuteczną i efektowną grę (ten wolny!), brawo w końcu dla naszej złotej polskiej jesieni, która tej niedzieli ukazała nam się w pełnej krasie. Było słonecznie, ciepło a na dodatek zobaczyłem ciekawe i szybkie spotkanie na pięknym, nieznanym mi wcześniej obiekcie. Czego chcieć więcej?