MKS Przemysław Poznań – Poznań FC
B-klasa
Grupa: Poznań I
Ilość widzów: około 30
Data: czwartek, 15 wrzesień 2016 19:30
Lokalizacja: Poznań
Derby Poznania na poziomie B-klasy. Tak, to zawsze jest wydarzenie, które przykuwa naszą uwagę. Nie inaczej było tym razem. Spotkanie MKS Przemysław – Poznań FC wyznaczono w czwartkowy wieczór przy sztucznym oświetleniu. Nie było wyjścia, trzeba jechać.
Tak sie jakoś złożyło, że zespołu Przemysława jeszcze nie widziałem na żywo, a Poznań FC raz i to jeszcze na początku swojej groundhopperskiej przygody. Tak więc na początek trochę o tych jakby nie patrzeć nowych dla nas zespołach.
MKS Przemysław to klub założony w roku 1952, więc dość wiekowy na mapie Poznania. Klub prowadzi siedem grup młodzieżowych oraz zespół seniorów. W klubie trenuje ok.130 zawodnikówNajwiększym sukcesem była gra w III lidze w sezonie 1970/1971. Jednak po jednym sezonie i zajęciu 15 miejsca spadli jednak z powrotem na poziom okręgowy. Od roku 1990 jednak już nie wyszli poza poziom A-klasy, zdarzył sie spadek do B-klasy, który powtórzył się własnie w ubiegłym sezonie, gdy Przemysław opuścił A-klasę wyprzedzając w tabeli tylko Lotnika Poznań. Ten sezon Przemysław zaczął obiecująco bo od wygranych z Pelikanem Żydowo i KS Szczytniki i remisu z Błękitnymi Owińska. MKS na pewno chciałby jak najszybciej wrócić na poziom A-klasowy.
Poznań FC to klub zdecydowanie młodszy bo założony w roku 2004. Pierwszy swój sezon zakończyli z zerowym dorobkiem punktowym i bilansem bramkowym 10-120. Nie ma co, “mocne otwarcie”. Potem jednak z roku na rok było coraz lepiej, aż w końcu w sezonie 2011/2012 wygrali swoją grupę, przegrywając tylko dwa razy i razem z Czarnymi Czerniejwo cieszyli się z awansu do A-klasy. W pierwszym sezonie gry na tym poziomie zajęli dobre 8 miejsce, ale już rok później spadli z powrotem do B-klasy. Dwa ostatnie sezony to bardzo słabe występy. Przed nowymi rozgrywkami w klubie postawiono jednak ambitny cel jakim jest jak najszybszy powrót do A-klasy. http://peryferiafutbolu.pl/kwestionariusz-ligowy/666-przedsezonowe-oczekiwania-poznan-fc Sezon rozpoczeli jednak w kratkę bo od remisu w Gułtowach i porażki w Żydowie, ale już w ostatniej kolejce zdemolowali u siebie KS Szczytniki aż 9-3. Derby miały dać odpowiedź czy rzeczywiście marzenia o awansie są realne.
Na mecz dotarłem dosłownie chwilię przed rozpoczęciem. Po drodze na mecz doszło do pewnego epokowego wydarzenia. Przejechałem bez żadnych udziwnień przez Rondo Kaponiera. Nie wiem, czy minęło 6 czy 7 lat od poprzedniego razu, ale czułem się jakbym nie był u siebie to było takie dziwne. Nie przyglądałem się dokładnie całości, ale z perspektywy paru sekund w samochodzie wygląda wszystko na zewnątrz całkiem sympatycznie, no może poza masą śluz rowerowych, które chyba będę musiał kiedyś przyjechać obczaić bez auta, bo coś mi się wydaje, że w ciągu dnia jest tam dość mocno niebezpiecznie.
No ale dobra przejdźmy do meczu. Pierwszy raz miałem okazję oglądać mecz na boisku przy Cytadeli przy sztucznym oświetleniu i o ile na początku stwierdziłem, ze wszystko wygląda całkiem sympatycznie, to gdy chwyciłem w dłoń kamerę to się załamałem. Kompletnie nie można było złapać ostrości, o robieniu zdjęć mogłem tego dnia zapomnieć (całe szczęscie był tego dnia ze mną bardziej profesjonalny fotograf, który swoim sprzętem jakoś dał radę). Sama gra w pierwszym kwadransie była mocno szarpana, bez ładu i składu. Nikt nie tworzył okazji bramkowych, nikt nie strzelał, ciężko było wyczuć kto tego dnia może wyjść zwycięsko. Po 20 minutach na boisku w końcu zaczeło się trochę dziać. Najpierw ładną akcję przeprowadził Poznań FC, ale strzał został przeniesiony trochę nad poprzeczką. W odpowiedzi jedna z akcji MKS-u zatrzymała się na słupku. W 31 minucie jednak doczekaliśmy się bramki. Po błędzie w środkowej strefie sam na sam z bramkarzem wyszedł gracz Przemysława Waldemar Kasprzyk i pewnym strzałem obok niego posłał piłkę do siatki. Minęły raptem cztery minuty i gospodarze tego meczu mieli rzut rożny. W polu karnym Robert Surowiec po prostu został totalnie sam i bez problemu głową wpakował piłkę do bramki. 2-0 i do końca pierwszej połowy nic się już w tej kwestii nie zmieniło.
Druga połowa to już dominacja Przemysława na boisku. Widać było, ze to oni tego dnia prowadzą grę, że mają wszelkie atuty po swojej stronie. PFC naprawdę robiło proste błędy w wyprowadzeniu piłki, w obronie. Kultura gry zdecydowanie była po stronie MKS-u. Wszystko to skutkowało jeszcze trzema bramkami. Najpierw w 70 minucie po akcji prawą stroną i dośrodkowaniu, sam na pustą bramkę znalazł się Kamil Padło i bez problemu umieścił piłkę w bramce. W tej sytuacji bardzo źle i niepwenie zachował się bramkarza PFC. Ten sam zawodnik pięć minut później posłał piłkę do bramki po długim rogu w pełnym biegu z linii pola karnego. Po kolejnych pięciu minutach piątą bramkę dla MKS-u strzelił ponownie Kasprzyk wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem. Piłka odbiła się jeszcze od słupka, ale finalnie znalazła się w bramce. 5-0. Deklasacja.
Druga połowa to także trochę niepotrzebnie nerwów na boisku, gdyż w moim odczuciu za dużo gwizdał sędzia główny. Reagował praktycznie na każde dotknięcie zawodników i wskazywał faule. Nie wiem, czy było to spowodowane chęcią odpoczynku, bo jak można zobaczyć na zdjęciach sędzia swoją wagę miał i na pewo meczu na pełnej intensywności nie byłby w stanie wytrzymać kondycyjnie. Zdecydowanie nie był to jego dobry występ. Podobnie jak zespołu Poznań FC. Drużyna, która według zapowiedzi miała bić się o awans, raczej na tą chwilę musi odłożyć te plany. Byli tego dnia zdecydowanie słabsi i biorąc pod uwagę, że w tej grupie są jeszcze chociażby Olimpia Poznań, Meblorz Swarzędz czy Lechita Kłecko to na tą chwilę w tej stawce miejsca dla PFC nie widać. MKS Przemysław natomiast zdecydowanie z taką grą może się włączyć do walki o powrót na A-klasowy poziom.
Gdy mecz się skończył godzina na zegarku wskazywała już 21:20 i mimo tego, że ostatnie dni są zdecydowanie ciepłe, to o tej porze czuć już zbliżającą się jesień. Nie powiem, żeby było mi ciepło gdy opuszczałem trybuny. Na koniec jeszcze dwie ciekawostki. Pierwsza to liczba osób na trybunach. Przyzwyczajony jestem, ze gdy przeważnie przyjeżdżam tu na Odlew w niedzielne poranki to na trybunach jest w porywach parę osób, tym razem tych osób było około 30 co było dla mnie nawet miłym zaskoczeniem. Druga rzecz, to to, że mimo później pory to nie był ostatni mecz na tym boisku, gdyż na gierkę szykowali się już pracownicy Straży Pożarnej, którzy bez ceregieli pod koniec drugiej połowy wjechali wozem strażackim na teren obiektu. Myślałem przez chwilę, ze przyjechali na jakąś interwencję, ale okazało się, że oni przyjechali tu grać.
fot. Adam Piechowiak