Phytopharm Klęka – Zawisza Dolsk
A-Klasa
Grupa: Poznań I
Ilość widzów: około 100
Data: niedziela, 01 maj 2016 13:00
Lokalizacja: Klęka
Klęka to wieś leżąca przy drodze krajowej nr 11, kilka kilometrów przed Jarocinem jadąc z Poznania. Oprócz celu naszej podróży, czyli klubu piłkarskiego najważniejszym elementem wyróżniającym Klękę jest duży zakład zajmujący się tworzeniem produktów leczniczych pochodzenia roślinnego – Phytopharm. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć oczywistość – klub i zakład są ze sobą ściśle powiązane.
Oprócz starych hal produkcyjnych Phytopharmu znajdujących się za zakładem w Klęce znajduje się także pałac zbudowany około 1870 roku. Szkoda jednak, że nie jest wyremontowany, bo z pewnością mógłby być wizytówką nie tylko wsi, ale i całej gminy. Jest ładnie położony w parku, zobaczenie go będąc w okolicy przejazdem to tylko kilka chwil, ale myslę, że warto.
Do stadionu Phytopharmu prowadzi zniszczona droga, jak dowiedzieliśmy się później, są plany naprawy dojazdówki od lat, ale brakuje funduszy. Boisko wraz z trybuną i budynkami klubowymi zlokalizowane są już poza wsią, praktycznie pod samym lasem. Bardzo dogodne położenie, cała masa miejsca, które można dobrze wykorzystać w procesie ewentualnej rozbudowy infrastruktury. Wszystko wygląda już niestety dość staro i widać, że wszystko trzyma się tylko dzięki działalności zapaleńców, dla których klub jest zawsze na pierwszym miejscu. Na trybunie rozwiązanie praktycznie niespotykane – betonowe “stoliki” dla dziennikarzy! Pod nimi, na wspornikach nawet gniazdka do podpięcia laptopów, nie mieliśmy okazji sprawdzić, czy działające. Bieżnia dookoła boiska jest zarośnięta mleczami, trybuna ma ładne i stosunkowo nowe krzesełka, ale już poręcze czy płot farby nie widziały od lat. Jest to zrozumiałe, bo na tym poziomie ligowym praktycznie nie ma klubu, w którym się przelewa. Phytopharm zapewnia klubowi utrzymanie i grę w lidze, ale nie ma ambicji, żeby tworzyć w tym miejscu duży projekt piłkarski, a szkoda. To niestety nie są Niemcy, piłka nożna nie jest priorytetem w działalności zakładu.
Można spokojnie powiedzieć, że GTS mógłby już nie istnieć gdyby nie działalność rodziny Parusów. Bracia działali w klubie na różnych polach – jako piłkarze, trenerzy oraz osoby organizujące całe życie drużyny i zajmujące się praktycznie wszystkim – od boiska, przez sprawy sportowe, po sprzątanie. Prawdziwy piłkarski klan, gdybym miał opisać tutaj zasługi tej rodziny dla Phytopharmu, to ten tekst byłby dwukrotnie dłuższy.
Na wiosnę jednak drużyna z Klęki dołuje. Przed naszym przyjazdem zajmowała dziesiąte miejsce w tabeli z dorobkiem dwudziestu punktów i bilansem 6-2-10. Przy 32 strzelonych i 36 straconych bramkach (odpowiednio 9. atak i 7. obrona ligi) oraz fatalnej serii na wiosnę (aż pięć porażek z rzędu), drużynie zaglądało w oczy widmo walki o utrzymanie. Po roszadach wewnątrz rodziny na stanowisku trenera, mecz z Zawiszą miał dać przełamanie fatalnej serii.
Dzisiejszy przeciwnik – Zawisza Dolsk na wiosnę przegrał tylko raz. Czwarte miejsce w lidze, 31. pkt. bilans 9-4-5 (bramki 27-22, czyli jedenasty atak i druga obrona). Przy fatalnej serii GTS-u to Zawisza przyjechał do Klęki w roli zdecydowanego faworyta.
Pierwsze minuty tylko to potwierdzały. Ataki sunęły przede wszystkim skrzydłami. Kibiców irytowała nieporadność obrony w przerywaniu tych ataków – zbyt często piłkarze z Klęki nabierali się na proste zwody. Pierwsze piętnaście minut gry to był popis bramkarza gospodarzy. Sam na sam, strzał “z pudła” obroniony, strzał z daleka sparowany. Doskonała gra na linii i na przedpolu. Tylko dzięki niemu przez pierwsze pół godziny gry mieliśmy nadal remis. Piłkarze Zawiszy dwoili się i troili, ale na bramce stał Dariusz Sposób. Około 30. minuty w obronie bramkarzowi pomógł jeszcze słupek, a chwilę później, to gospodarze przejęli inicjatywę.
W 35. minucie strzał Jakuba Wolskiego znalazł drogę do bramki, w czym pomogło trochę złe ustawienie bramkarza z Dolska. To był bodajże pierwszy strzał Klęki w tym meczu!
Kilka minut później gospodarze znów zaatakowali, ale strzelenia kolejnego gola nikt się nie spodziewał. W zamieszaniu podbramkowym jednak sprytem i walecznością wykazał się Arkadiusz Goliśki i po odbiciu przez niego piłki ta wylądowała w bramce Zawiszy. Była 42. minuta meczu.
Pierwsza połowa kończyła się w doskonałych humorach, ale w przerwie na trybunie przestrzegano nas przed nadmiernym optymizmem – “już nie takie potrafili spierdolić” jak usłyszeliśmy od starszego pana. No cóż, druga odsłona miała nam dać odpowiedź, czy to był fart, czy GTS jednak dowiedzie do końca sensacyjny wynik.
Zgodnie z przewidywaniami na boisku niewiele się zmieniło. Atakowali głównie goście, ale nawet gdy dostawali od piłkarzy z Klęki prezenty w postaci faulu przed polem karnym, to nie potrafili z niego skorzystać. Takich fauli naliczyłem sześć, ale kompletnie żaden nie skończył się zagrożeniem bramki Sposoba.
Phytopharm wciągnął Zawiszę na swoją połowę, a kontra w wykonaniu Wolskiego była zabójcza. W 52. minucie było praktycznie pozamiatane.
Cały czas to Zawisza konstruował misterne akcje, a GTS grał z kontry. Aż do 75. minuty meczu. Wtedy to Kamil Marciniak powiedział sędziemu o kilka słów za dużo i dostał bezpośrednią czerwień za niesportowe zachowanie. Miało to oczywiście wpływ na mecz, od tego czasu Zawisza praktycznie nie istniał.
Gol dla Phytopharmu był kwestią czasu. Ataki z lewej, z prawej, środkiem, cała masa wolnego miejsca i głośne okrzyki kibiców zachęcały do rajdów. Dobrze przeprowadzone zmiany dodały sił i wzmocniły jeszcze ataki. Cała masa doskonałych okazji zamieniła się w końcu w bramkę w 85. minucie. Swoje trafienie dołożył Łukasz Stawicki.
Zawisza w końcówce istniał tylko teoretycznie. Czerwień w 75. minucie ustawiła ostatnie minuty meczu, ale fakt jest faktem – to Phytopharm był zdecydowanie lepszy w tym meczu i zasłużenie zgarnął trzy punkty. Z Klęki wyjeżdżamy zadowoleni, po dobrym meczu, przełamaniu gospodarzy i czterech golach. Następna na naszej mapie w tym dniu była leżąca niedaleko, choć już w innym okręgu piłkarskim Cielcza.