Wełnianka Kiszkowo – Lechita Kłecko
B-klasa
Grupa: Poznań I
Ilość widzów: ok.300
Data: niedziela, 11 czerwiec 2017 14:00
Lokalizacja: Kiszkowo
Gdyby istniała w Wielkopolskim ZPN C-klasa, Wełnianka musiałaby liczyć się z możliwością spadku, bo słabsi w tym sezonie od nich są tylko debiutanci z Jadwiżańskiego KS. Spotkanie z Lechitą Kłecko jest jednak meczem wyjątkowym i miejsce w tabeli i dotychczasowa zdobycz punktowa nie mają zupełnie znaczenia.
Kiszkowo jest bardzo malowniczo położoną wsią – jadąc z Poznania skręcamy w Pobiedziskach i już po kilku minutach wjeżdżamy do wsi. Leży ona na wzgórzu, nad doliną rzeki Małej Wełny. Mieszka tu ponad tysiąc osób, centrum jest zabudowane małymi kamienicami, ponadto są aż dwa kościoły. Gdy wjechałem na “rynek” spacerowali tu ludzie, oblegane były miejscowe kawiarnie i cukiernie. Leniwe, niedzielne popołudnie. Co ciekawe gdy pytałem o drogę na stadion, spotkałem turystów i nie byli mi w stanie pomóc. Na szczęście kolejna napotkana osoba już wiedziała. Stadion Wełnianki znajduje się na końcu wsi, zaraz przy szkole. Warto dodać, że widać inwestycje po drodze – ulice są zadbane i czyste, szkoła jest odnowiona, przynajmniej z zewnątrz, infrastrukturze dookoła niczego nie brakuje.
Stadion w Kiszkowie oprócz płyty głównej do piłki nożnej ma obok orlika i boisko do koszykówki. Trybuna główna, odgrodzona od boiska płotem to trzy długie rzędy krzesełek – nowe, osadzone na betonowej podstawie, na wale ziemnym. Krzesełka mają oparcie i co ważne – są w barwach klubu. W pewnej odległości od boiska znajduje się okazały budynek klubowy z wielkim herbem klubu wymalowanym od strony bramy wjazdowej. Obok samego boiska można zaparkować samochód.
Choć Wełnianka Kiszkowo powstała w 1948 roku nie odnotowała w swej historii wielkich sukcesów. Udało się kilka lat temu zagrać w okręgówce. Od kilku sezonów jednak gra w B-klasie. Aktualnie wręcz zajmuje przedostatnie miejsce, jak już wspomniałem niżej jest tylko Jadwiżański. 21 punktów to niby przyzwoity wynik, tym bardziej że jest jeszcze pewna szansa na poprawę lokaty na koniec. Te 21 punktów w wykonaniu Wełnianki to sześć zwycięstw, trzy remisy i niestety aż czternaście porażek. Bilans bramkowy 54-66 to odpowiednio ósme miejsce jeśli chodzi o atak i dziesiąte w zestawieniu defensyw. Wełnianka ostatnio przerwała passę trzech porażek z rzędu, ma też do rozegrania zaległy mecz z KS Szczytniki. Patrząc na to jakie są warunki do gry w Kiszkowie i na to jak pięknie prezentuje się sama wieś, trochę mnie dziwi, że klub nie gra wyżej, tylko w “ósmej lidze”. Na pewno aspiracje powinny sięgać wyżej.
Dzisiejsi goście to Lechita Kłecko. Klub powstał w 1927 roku i najwyżej grał aż w czwartej lidze. Potem jednak przyszły przykre spadki, z wycofaniem się po rundzie jesiennej z okręgówki włącznie. Dość wstydliwe było to wycofanie dodajmy, po rundzie, w której udało się strzelić raptem sześć (!) goli w trzynastu meczach. Lechita, a przede wszystkim jego kibice liczą jednak na odbudowanie się i rozpoczęcie marszu po kolejnych szczeblach ligowych, B-klasa jest więc pierwszym krokiem. Jaki jest ten sezon Lechity? Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek – trzecie miejsce, nadal w grze, gdyż będzie trzeba tego miejsca bronić i 48 zdobytych w tym sezonie punktów. Piętnaście zwycięstw, trzy remisy i sześć porażek. Bramki to całkiem przyzwoite 60-28 – daje to szósty atak i ex-æquo drugą obronę. Lechita wygrywa od dwóch spotkań.
Mecz podwyższonego ryzyka jak pomyślą niektórzy, gdyż jesienią w Kłecku starcie zostało przerwane w 69. minucie.po kontrowersyjnym karnym dla gospodarzy. Sędzia poczuł się zagrożony i zakończył zawody, które zostały zweryfikowane jako walkower. Trzy punkty zostały w Kłecku, ale w graczach i kibicach z Kiszkowa zrodziła się co oczywiste chęć rewanżu. Dali temu wyraz dzisiaj na trybunach. Przede wszystkim zawisły transparenty – “bez litości, awans nie dla gości”, “300 PLN to za mało, by Żydowo mecz oddało” oraz wykorzystane przy okazji odpalania pirotechniki w drugiej połowie “witamy w piekle”. Kibice mieli też okolicznościową przyśpiewkę, która opisywała tamtą sytuację z Kłecka.
Kilka spraw wymaga wyjaśnienia – kibice gospodarzy krzyczeli podczas tego spotkania wiele różnych haseł. Między innymi to, które było na jednym z transparentów, o meczu w Żydowie. Zaraz za nim był okrzyk “macie fryzjera, Lechita macie fryzjera”. Lżyli też w bardzo niewybredny sposób piłkarzy z Kłecka, szczególnie dwóch braci, bez pardonu, po nazwisku. Piłkarze wytrzymali jednak ciśnienie, co na tym poziomie nieczęsto się zdarza. Warte podkreślenia jest to, że dużo było dopingu pozytywnego dla Wełnianki od jej fanatyków, dużo ciekawych przyśpiewek, momentami wyglądało to naprawdę przyzwoicie. Oprócz tego dwukrotnie serpentyny, świece dymne, race oraz petardy, bęben – kibice z Kiszkowa przygotowali się do meczu należycie. Szkoda, że ze strony Lechity słychać było jedynie pojedyncze okrzyki i syrenę strażacką, gdy piłka zbliżała się do pola karnego gospodarzy. Na trybunach, pomimo palącego słońca było też dużo zabawy, dużo spontanicznych przyśpiewek pojawiających się w zależności od sytuacji. Przykład? Masażystą/lekarzem był starszy pan, który w pewnym momencie zupełnie nie zorientował się, że jest wzywany do obolałego zawodnika. Ociągał się, ale w końcu pobiegł wolnym truchtem. Trybuny zareagowały na to okrzykami “doktor House! doktor House!”. Czuć było tego dnia ducha spontanicznego dopingu, widać było też, że prowadzący go wśród kibiców Wełnianki wiedzą co robią.
Już kilka tygodni przed meczem wiedziałem, że będzie to spotkanie z kategorii tych, w których trzeszczą kości. Były pewne rachunki do wyrównania a mecz miał być do tego wyrównania doskonałą okazją. Sędzia, który został wyznaczony do prowadzenia tego spotkania był mi już znany. Wcześniej nie stwierdziłem żadnych błędów z jego strony, mogłem się więc spodziewać, że i te zawody poprowadzi sumiennie. W czasie meczu zarówno jedna jak i druga strona trybun zgłaszała co prawda pewne uwagi do sędziowania, ale prawdę mówiąc ja nie zauważyłem większych błędów. Co do odrobinę kontrowersyjnej czerwonej kartki napiszę za chwilę.
Pierwsza minuta meczu i od razu przerwa spowodowana przez kibiców – na pierwszy gwizdek rzucili na boisko serpentyny. W pierwszych minutach meczu to właśnie trybuny dawały jedyną rozrywkę, bo na boisku wiało nudą. Co prawda w pierwszym kwadransie Kiszkowo miało dwie dobre sytuacje, ale na tym właściwie tyle. Kibice gospodarzy wymyślali coraz to lepsze hasła, które skandowali ze swojej strony trybun. “Ługi-bugi riki-tiki sex, Kiszkowo, narkotyki” – to jedna ze śmieszniejszych. Mimo, że początek należał do gospodarzy tego meczu, to nie mieli oni jednak dostatecznych argumentów, żeby zdobyć gola – brakowało przede wszystkim dokładności w ostatnim podaniu. Jeśli już napastnikowi udało się znaleźć w dobrej sytuacji, to zawodził niestety przy strzale. Do głosu powoli dochodzili goście. Ciężki teren, mocne słońce pod które grali w pierwszej połowie i atmosfera trybun dawały dobre dwadzieścia minut przewagi drużynie z Kiszkowa. Zmieniło się to z czasem. Coraz lepsze okazje zaczęli sobie wypracowywać zawodnicy w błękitno-żółtych koszulkach. Najpierw sam na sam zakończone poplątaniem nóg napastnika, później rzut wolny, który powinien zostać dobity przez gracza Lechity, w końcu nieudane strzały z woleja już z pola karnego. Zadawaliśmy sobie pytanie po pierwszej połowie – jak to się stało, że nadal jest 0:0? Odpowiedź po pierwszych 45. minutach? Dużo pecha gości.
Druga odsłona tego meczu wyglądała podobnie do pierwszej, z tą różnicą, że doskonałe okazje strzeleckie goście stwarzali sobie właściwie od samego gwizdka. Najpierw już po wznowieniu dwie stuprocentowe okazje, później kilka dobrze rozegranych wolnych, strzały z dystansu, w końcu – słupek po delikatnym, technicznym strzale z pola karnego. O ile w pierwszej połowie to pech i braki w technice miały decydujące znaczenie w tym, że nadal mieliśmy 0:0 o tyle druga połowa to indywidualny popis bramkarza Wełnianki. Szczerze, ciężko mi zliczyć sytuacje które wybronił, a trzeba wiedzieć, że bronił jak w transie. Sam na sam, strzały, próby lobów. Został dwa razy poturbowany, ale nie puścił gola. Mecz około 65. minuty został ponownie przerwany, tym razem z powodu racowiska urządzonego przez kibiców Wełnianki.
Końcówka meczu to zdecydowane zaostrzenie gry. Choć arbiter karał jak należy żółtymi kartkami, to było widać jak na dłoni, że żadna z drużyn tego prestiżowego pojedynku nie odpuści i żaden piłkarz nie odstawi nogi. Za faul w środku boiska jeden z piłkarzy Lechity dostał żółtą kartkę, ale kilkanaście minut później w starciu przed własnym polem karnym brutalnie faulował jednego z graczy Wełnianki. Co ciekawe w tym starciu sam ucierpiał, długo leżał na boisku a sędzia cierpliwie stał nad nim z kompletem kartek w ręce – był już gotów pokazać mu drugą żółtą a więc i czerwoną kartkę. Zawodnik został podniesiony i ukarany czerwoną kartką. Nie był jednak w stanie odejść do szatni o własnych siłach, dwóch kolegów musiało mu pomóc. Gospodarze mieli dwa rzuty wolne w idealnej pozycji – oba zostały koncertowo zepsute. W samej końcówce meczu mieliśmy jeszcze rajd prawą stroną kapitana Wełnianki – co to byłby za mecz, jaka lokalna legenda, gdyby udało się to strzelić. Niestety piłka poleciała obok słupka a sędzia kilka minut później skończył ten mecz.
Kapitalna walka na boisku, może odrobinę za ostra momentami. Podobnie na trybunach – doskonały doping, ale momenty niepotrzebnego lżenia piłkarzy. Niby 0:0, ale jakże inne od tego ekstraklasowego, choćby Lecha z Górnikiem Łęczna. Piłkarze zostawili na boisku serce i po meczu w atmosferze święta byli wesoło ściskani przez swoich kibiców przy płocie. Dla Wełniaki wynik na pewno dobry, choć jak sądzę mogli pokusić się o niespodziankę. Dla Lechity ten wynik to porażka biorąc pod uwagę jakie aspiracje ma ta drużyna w obecnym sezonie i jaką przewagę uzyskała w dużych fragmentach tego meczu. Nadal jednak jest szansa na trzecie miejsce, trzeba będzie jednak o nie walczyć do ostatniej kolejki.